Bartek wygrywa w jednym punktem finał II Turnieju NLP

Drukuj

Bartek SzkołutBartłomiej Szkołut po raz kolejny zameldował się w finale turnieju „Nie lubię poniedziałków”. Tym razem jednak miał pełną satysfakcję, bo okazał się lepszy w głównej rozgrywce, w której pokonał Janusza Stawarza.

-Ooohoho – stwierdził Janusz, pytany, kiedy ostatnio walczył w finale. – Za bardzo nie wiem, jak dotarłem tak wysoko.

Nie mam ostatnio czasu trenować. Nie grałem rewelacyjnie, ale szedłem do przodu. Widać miałem duży głód gry i on mnie napędzał – zaśmiał się szef Ósemki, który w drodze do meczu z Bartkiem pokonał kolejno Sławomira Bratka, Roberta Peckę, Łukasza Pasternaka i Sebastiana Krupę.

Bartek w pierwszym meczu, przeciw Dominikowi Krzyśko, wygrał 24:0, czyli możliwie najwyżej, jak można. – Na dzień dobry, bez rozgrzewki skończyłem partię z kija. Wynik był przesądzony, ale przeciwnik chciał grać do końca, aby zdobyć jakieś punkty. Nie udało się – powiedział popularny „Tofik”, który następnie poradził sobie z Kazimierzem Wójcikiem, Robertem Pecką („Dziadek” musiał grać barowym kijem, co nie było bez znaczenia). – Robertowi gra się nie kleiła. Robił więcej błędów niż zwykle – oceniał Bartek. W półfinale czekał Łukasz Watras i był blisko szczęścia. – Zrobiłęm prosty błąd, przeciwnikowi ustawiło się kombi z szóstki na dziewiątkę, ale wbił białą i nie wykorzystał okazji – zaznaczył Bartek.

W finale Janusz szybko znalazł się w odwrocie, ale potem zaczął niwelować straty. Do zwycięstwa potrzebował jednak czegoś więcej, niż tylko trafiać kolejne bile. – W ostatnim meczu mógł mnie uratować faul ze strony Bartka. Skończyło się tak, że wbiłem bile, ale tego jednego punktu zabrakło – skomentował Janusz.

- Tym razem uniknąłem tego, co spotkało mnie w pierwszym turnieju. Wtedy Sebastian Hołówko wyrównał ostatnim uderzeniem, a w takiej sytuacji zwycięzca zostaje ten, który goni przeciwnika – powiedział Bartek, który z 36 punktami na koncie został liderem rankingu.

Jeśli chodzi o Jackpota finansowa wygrana za tydzień znów urośnie o parę złotych. Tym razem los wskazał na Roberta Peckę. Rozbił mocno, ale wysiłek na nic się zdał, bo żadna bila nie zniknęła ze stołu..

Kolejny turniej w poniedziałek. Początek, jak zwykle, o godzinie 18.