Ponownie "Kołek"

Drukuj

P4020579Adam rozbił bank, uczeń Kingi w finale

Nie ten, który wygrał w finale, ale Adam Wisz, który wylądował na 9 pozycji został bohaterem wieczoru, czyli IX turnieju z cyklu „Nie lubię Poniedziałku – rosyjska ruletka”.

Adam zebrał mnóstwo braw, bo jako pierwszy dobrał się do Jack Pota, w którym od pierwszego turnieju zgromadziło się 610 złotych. – Szczęśliwą liczbą okazała się 29, z takim numerem zostałem wylosowany – mówi Adam, który musiał skończyć z kija partię w dziewiątkę, by zgarnąć cała pulę. Rozbicie miał średnie. – Już na początek jedynkę trzeba było grać od bandy, ale jakoś wpadło.

Potem szło w miarę łatwo, aż do siódemki i ósemki, które były sklejone. Nie rozbijałem ich, jedna bila była do gry. W końcu została mi dziewiątka, może niezbyt trudna, ale też nie taka najłatwiejsza. Nerwy dały znać o sobie i nie byłem pewny siebie – mówi bohater wieczoru.

Od czego jednak koledzy? Kiedy Adam koncentrował się przed najważniejszym uderzeniem, odezwał się jego telefon komórkowy. Dzwonił niezawodny Bartosz Bielec. – Spytał co robię, no to mu powiedziałem, że właśnie będę wbijał dziewiątkę w jack pocie – śmieje się Adam. „Bieluch” zachował się profesjonalnie i nie przedłużał rozmowy. – Niby zadzwonił nie w porę, ale dobrze się stało, bo mnie to wszystko trochę rozluźniło – zaznaczył Adam, który bez trudu postawił kropkę nad i... podzielił się „kasą” z Krzysztofem Drąką i Kubą Dobrowolskim (Adam grał z nimi do tak zwanej „działy”).

W samym turnieju, który po raz olejny zgromadził ponad 30 zawodników, pojawiło się jedno duże nowum - po czterech występach w finale z rzędu (i tyluż w nich porażkach), tym razem Bartosz Szkołut musiał się zadowolić 13 lokatą.

Sam skład finału był w 50 procentach niespodzianka, bo zameldował się w nim Arkadiusz Nawojski, młody zdolny, którego pod swoje pedagogiczne skrzydła wzięła Kinga Stawarz („Kinia” studiuje WF na Uniwersytecie Rzeszowskim). – Trenuje na poważniej jakieś pół roku. Jak na tak krótki czas, gra całkiem, całkiem – ocenia „Kinia”, która też daleko zaszła. W ćwierćfinale wzięła rewanż na ojcu za porażkę z poprzednich zawodów (wygrała z popularnym „Johnym” 3:1). W półfinale uległa 0:3 Mariuszowi Kołakowskiemu. – Mariusz grał dobrze, ja kiepsko, to się musiało tak skończyć – oceniła Kinga.

Mariusz tym samym w swoim czwartym turnieju w ogóle dotarł do finału po raz drugi z rzędu (tydzień temu wygrał). Arek, aby uzyskać prawo gryz „Kołkiem” musiał pokonać kilka znanych nazwisk (m. in. dopadł Wisza) – jego największy łup to Krzysztof „Kenek” Drąka, którego ograł w ćwierćfinale 3:0. W półfinale znalazł sposób na Piotra „Dino” Bujnego  (3:0).

Finał wielkiej historii nie miał (3:0) ponieważ Arek nie pokazał tego, co potrafi. – Umie wbijać, ma smykałkę, ale jeszcze tym razem zjadły go nerwy. Recepta na to jest jedna, trzeba jak najwięcej grać o stawkę – mówi „Kołek”, który w drodze do finału przegrał z Drąka i musiał się ratować na lewej stronie drabinki.

Był to 9 turniej, co oznacza, że wielkimi krokami zbliża się turniej do Grand Prix. Przed nim odbędzie się już tylko jeden turniej. Po drodze mamy święta, dlatego trzeba będzie na niego poczekać 2 tygodnie (do 16 kwietnia).