Wywiad z Kubą Dobrowolskim medalistą Mistrzostw Polski Amatorów

Drukuj

Kuba DMa do Ósemki wielki sentyment 

W tym roku chcę zachęcić syna do bilarda – mówi Jakub Dobrowolski, przez ostanie lata zawodnik Ósemki

 - Nie widać cię ostatnio przy bilardowych stołach.

 

- Coś tam delikatnie potrenowałem, ale rzeczywiście, mało tego było na razie.

- A przecież miniony rok skończyłeś z przytupem. Trzecie miejsce w finale Mistrzostw Polski Amatorów to nie w kij dmuchał.

- Po porażce w półfinale minę pewnie miałem średnią, bo mogłem prowadzić 2:0 i mocniej przycisnąć rywala. Z Łodzi wyjeżdżałem jednak zadowolony. Chciałem zobaczyć, jak wygląda ten turniej, a skoro wskoczyłem od razu na podium, nie mogłem narzekać. Tym bardziej, że nie trenowałem przed tymi zawodami zbyt dużo. Gdyby było inaczej, kilka bil, zamiast sklepać w łuzie, pewnie by wpadło do celu. Tak czy owak,  to była fajna przygoda.

- Za miejsce na podium dostałeś nie tylko puchar. 

- Także kilkaset złotych, ale dla mnie najważniejsza była satysfakcja. A doRzeszowa przywiozłem w sumie dwa puchary, bo także ten, który otrzymała Ósemka, jako nagrodę specjalną. Klub został uznany najlepszym  organizatorem regionalnym turniejów Amator Challenge. 

- Jeśli się nie mylę, późno zacząłeś grać w kulki.

- Prawda. 10 lat temu, a to znaczy, że miałem już 25 lat. Pierwsze bile wbijałem w klubie Metropolis na Rejtana, gdzie wyciągnął mnie Tomek Gajdek, który teraz ma klub w Mielcu. Jeśli chodzi o doradzanie w kwestii kupna pierwszego kija, to pomógł mi Sebastian Zięba. To był model Flash. Kosztował chyba 110 złotych. Nic specjalnego, ale na początek w sam raz.

- Czym grasz teraz?

- McDermott Star (kij produkowany w USA – przyp. red.). Kosztował 600 złotych, Nie jest to też Bóg wie co, ale całkiem przyjemny sprzęt. Fajnie się sprawia przy stole.

- Kiedyś w Ósemce potrafiłeś trenować po siedem, osiem godzin.

- (śmiech) Miałem zapał, to fakt. Robiłem jakieś postępy i Karolina Stawarz, moja dobra koleżanka, zaproponowała mi grę w drużynie Ósemki, która występowała w 2 lidze. Wtedy musiałem odmówić, bo zbiegało się to z narodzinami mojego starszego syna, ale po paru latach, chyba w 2o12 roku, odezwała się Kinga, siostra Karoliny. Dołączyłem do drużyny. Grali w niej także Krystian Tanasiewicz, Adam Wisz, Piotr Bujny. Posmakowałem ligowego grania.

- W Ósemce mamy kolejną edycję turniejów „Nie lubię poniedziałków”. Zagrasz w  którymś?

- Chciałbym, ale sytuacja wygląda tak, że w poniedziałek wieczorem zajęta jest moja żona. Dlatego po pracy pędzę do domu i spędzam czas z synami.

- Ile maja lat?

- Prawie cztery i prawie osiem.

- Starszy wbił już jakieś bile?

- Jeszce nie, ale w tym roku chciałbym go zabrać do klubu, pokazać czym jest bilard, zachęcić do gry. Nic jednak na siłę nie będę robił. Spodoba mu się, fajnie, nie, to trudno.

- Lubisz inne dyscypliny poza bilardem.

- Pewnie. Oglądam piłkę nożną, siatkówkę, oczywiście snookera.

- A uprawiasz coś?

- Z tym jest gorzej, ale akurat ostatnio byłem z rodziną na Słowacji. Pod okiem mojego brata stawiałem pierwsze kroki, jako narciarz. Z dnia na dzień coraz rzadziej się przewracałem (śmiech).

Rozmawiał  Tomasz Ryzner